Czkawka po Chopinie

PS_20150316112253

W kontrze do wyznawanego przez naszą córkę różu i plastiku, żona postanowiła choć trochę polukrować ją wiedzą na temat muzyki poważnej. Niestety, tym razem lukier okazał się gorzki i odbił mi się czkawką…

Melomanką Agi nie nazwiesz, ale taki Chopin czy Czajkowski grają jej w duszy od dawna i trochę o nich wie. Dlatego bez stosowania przesadnej przemocy i wymyślnych tortur, zwabiła córkę  do pokoju, włączyła płytę pierwszego z panów i wyposażyła w elementarną wiedzę na temat jego życia.

Formowanie muzycznych gustów młodej proste nie było, bo choć oczytanie mojej żony na temat Fryderyka wykracza poza wikipedię, to padły podłe pytania, wobec których musiała skapitulować, jak choćby to o datę jego… imienin. Na szczęście zwinny zabieg erystyczny, polegający na zastąpieniu imienin urodzinami i datą śmierci, rozwodnił nieco gorycz porażki. Niestety –  jak się wkrótce przekonacie – dał też amunicję do przyszłego rozstrzelania ojca…

Generalnie rzecz ujmując, młodzież wysłuchała lekcji z niekłamanym zainteresowaniem. Wnieśliśmy to po szerokości rozwarcia jej ust w czasie prelekcji. Utwierdziło nas to w przekonaniu, że warto było podjąć trud indoktrynacji, więc zapragnęliśmy pójść w tym procederze krok dalej. Bez zbędnej zwłoki zabraliśmy ją do babci, gdzie stoi pianino. Kuliśmy żelazo póki gorące, bo nasza pociecha miewa słomiany zapał. Im bardziej się do czegoś zapali, tym szybciej jej entuzjazm gaśnie. Taka mistrzyni konsekwencji w niekonsekwencji.

Młoda najpierw uważnie obejrzała pianino, kopnęła je kilka razy w narożnik, tak jak faceci kopią koło oglądanego samochodu, a potem podniosła wieko, odsunęła taborecik i usiadła z manierą godną samego Zimermana. Oczyma wyobraźni widziałem ją już u boku Blechacza, ale gdy tylko dotknęła klawiszy, zszedłem na ziemię. Po kwadransie jej – nazwijmy to umownie – gry, poszedłem zaparzyć melisę. Na odchodne rzuciłem:

– Ćwicz, bąbel, ćwicz! Od doskonalenia rzemiosła talentu nie ubywa. Chopin w twoim wieku już kaszlał.

Młoda nagle przerwała swój „koncert”, spojrzała na mnie wzrokiem, jakim Bush musiał spoglądać na zdjęcia Husajna i posłała cięta ripostę.

–  Jeśli mnie pamięć nie myli, w twoimi już ledwo dychał…

I weź tu człowieku rozwijaj dziecko ;)

 

 

About

Przemo – będąc pacholęciem bał się, że pająki wciągną go za obraz. Teraz boi się tylko ludzi, którzy nie mają wątpliwości. Raczej indywidualista niż gracz zespołowy. Jeśli już musi śpiewać w chórze, to wybiera partie solowe. Perfekcjonista, wegetarianin, libertarianin, półmaratończyk z ambicjami na więcej. Podobno choleryk. Kocha kino bez popcornu i literaturę faktu. Nieznośnie kreśli po książkach. Ceni sobie muzykę nieoczywistą. Ubóstwia sok pomidorowy, zapach farby drukarskiej i wysokie obcasy u kobiet. Specjalizuje się w przebijaniu balonów napełnionych patosem. Bardzo miły, toleruje nawet gluten i laktozę.

2 thoughts on “Czkawka po Chopinie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *