To pewne, pierworodna ma receptory wykrywające moje chwile słabości. Jak tylko przymknę na momencik oko, zaraz przychodzi ze sprawą niecierpiącą zwłoki, jakby jej za to płacili…
– Tata, śpisz? – zapytała lekko pociągając nosem.
– Nie, co ty, powieki sobie oglądam – odburknąłem przerywając popołudniową drzemkę, bo miałem za sobą naprawdę podły dzień. Jeden z tych, w których opanowanie przestało funkcjonować jako komponent mojej tożsamości.
– Powiedz, jak tam ci w pracy idzie? – ciągnęła, a ja struchlałem, bo takie pytanie z jej ust w żadnym razie nie nastraja optymizmem. Każda komórka mi mówiła, że zagajenie zwiastuje raczej roszczenia finansowe, niż szczere zainteresowanie rozwojem mojej kariery zawodowej, więc usiadłem, by lepiej przygotować się na przyjęcie ciosu.
– Bo te nowe buty, co mi je wczoraj kupiliście, to ukradli – wpakowała znienacka za trzy punkty w obręcz mojego rozdrażnienia.
– Ale jak ukradli?
– Normalnie, poszłam na wrotki, buty odłożyłam na bok, wracam, a ich nie ma. Trzeba jechać po nowe – zawyrokowała, a z oczu spłynął jej wydestylowany smutek.
Kyrie eleison – pomyślałem – przecież ja nie dźwignę kolejnej ekskursji do galerii. Trzeba wam wiedzieć, że dopasować buty Ance, to jak zdobyć Broad Peak zimą. W domu ciągniemy z żoną zapałki, kto z nią jedzie na zakupy, bo dziewczę ma tak pokracznie skonstruowane potrzeby konsumpcyjne, że oferty wszystkich sklepów świata kapitulują wobec jej wymagań. Ostatnio padło na mnie i tyle się z nią nachodziłem, że potem spokojnie przez kwartał mógłbym sobie nigdzie nie pójść.
– A dobrze szukałaś? Może ktoś ci schował? – próbowałem odwlec własną egzekucję.
– Szukałam, nigdzie nie ma, ale chodź, może poszukamy razem…
Krwawiłem do środka. Mocno. Na szczęście Aga w porę zatamowała krwotok, deklarując, że pójdzie z nią rozejrzeć się po okolicy. I dobrze, ona ma cierpliwość, ja jestem z tych, co połykają Cholinex.
Po kwadransie misja poszukiwawcza zakończyła się sukcesem, ale gdybym napisał „udało się”, skrzywdziłbym Agę, bo to w żadnym razie nie było dzieło przypadku, to był prawdziwy przebłysk jej geniuszu. Rzutem na taśmę wpadła na pomysł, by zajrzeć do kontenera na śmieci i bingo, ktoś te buty po prostu wyrzucił. Chwilę później nastąpił drugi błysk jej intelektu, bo wykombinowała, jak z dwóch kijków i siatki z Biedry stworzyć innowacyjne urządzenie do wyjmowania obuwia sportowego z dna śmietników.
I gdy tak potem niesiony dumą kombinowałem, gdzie najtaniej kupić konia, który pociągnie tę niemałą furmankę ukrytych talentów mojej ślubnej, zadzwoniła teściowa, żebyśmy wpadli do nich na kolację. Nie śmiałem odmówić wizyty kobiecie, która w męczarniach wydała na świat geniusza, więc pojechaliśmy.
Wchodzimy, witamy się, a babcia bystre oko ma, więc od razu zauważyła nowe buty Anki i mówi:
– O, Ania, ale masz śliczne buty.
– A dziękuję, mama mi ze śmietnika wyjęła…
Jak człowiek przeczyta TAKI tekst i mu się on spodoba tak, jak mi, wydaje mu się, że zaraz napisze równie lotny komentarz….
Yyy…
Pozostaję więc zachwycona i oczywistym czekam na więcej.