Powrót króla

PS_20150619142414

Król, by dobrze opiekował się swym ludem, musi być wyspany, bowiem niewyspany kaprysi i staje się szorstki w obejściu. Dlatego kilka miesięcy temu, król opuścił me łoże i urządził swą sypialnię w salonie. Ale skoro jest czas rozstań, to i nadchodzi moment powrotów.

Rozstanie to była krótka piłka. Ot, po kilkunastu nocach przepełnionych kolkowymi wrzaskami (opisywaliśmy to tutaj), król wydał dekret, w który oznajmił jakoby cierpiał na chroniczne niewyspanie, które cieniem kładzie się na jego aktywności zawodowej i treningowej, a ponadto lata mu powieka i niewykluczone, że to właśnie skutek uboczny wielokrotnie przerywanej fazy rem.

Wyprowadzka króla na kanapę odbyła się nad ranem, w skromnej oprawie, bez fleszy, kamer, wiwatujących poddanych i raczej takim powłóczystym krokiem.

Potem nastał czas pomocy doraźnej.

Król angażował się jak mógł, dostrzegał potrzebę, choć głównie tę bardziej wyraźną, wspierał, wyręczał i tak dalej. Kara boska musiałaby mnie dosięgnąć, gdybym narzekała, ale gdy tylko sytuacja zyskiwała status „w miarę opanowanej”, król udawał się na zasłużony spoczynek do swojej komnaty.

Okres tarła mamy już za sobą, więc taki układ nawet mi pasował.

Zyskałam dla siebie całe łóżko, wyposażone ostatnio w wypasiony materac. Komfort pierwsza klasa, a miejsca tyle, że da się spać z Wiktorią bez obaw o jej upadek. No dobra, raz mi spadła, ale szybko pozbierałam ją spod łóżka, omiotłam z pajęczyn matczyną ręką i utuliłam własną piersią, więc MOPR może zawrócić.

Na samodzielnym spaniu zyskała również moja skóra. Mogłam wcierać w siebie bez opamiętania te wszystkie mazidła, których małżonek nie znosi, bo jak mówi „ręka mu się potem po mnie ślizga”.

Takie osobne spanie mogłoby wnieść nawet pewien powiew świeżości w pożyciu. Wiecie, umawianie się randki w stylu „dziś u mnie czy u ciebie?”. Piszę „mogłoby”, bo to tylko teoria. W praktyce, od narodzin Wiktorii, nasz kontakt cielesny sprowadza się głównie do tego, że wyciągam mężowi klucze z kieszeni, jak wchodzimy do domu obładowani tymi wszystkimi tobołami, które każdy rodzic małego dziecka dźwiga.

Kobieta jednak zmienną jest, więc pewnego dnia, bez wyraźnego powodu, zapragnęłam położyć kres tej łóżkowej separacji.

Król najpierw chętnie przystał na powrót do alkowy, ale potem mu się jakoś nie składało. A to wypił wieczorem lampkę wina, więc nie będzie nam chuchał. A to chciał doczytać książkę i nie będzie nam świecił. A to chciał pobić kolejny biegowy rekord i musiał być wypoczęty etc.

Trwało to dobry tydzień, aż w końcu sposobem, którego tu nie zdradzę, zwabiłam go z powrotem do sypialni. Szybko poczuł się jak u siebie…

Pierwszej nocy straciłam na jego rzecz kołdrę, choć miał przecież swoją. Drugiej była batalia o otwarte okno. Trzeciej Wiktoria ułożyła się między nami w literkę H, ale mnie w udziale przypadły nogi, więc obudziłam się cała skopana. Czwartej nocy młoda stękała, a ślubny kręcił się i mamrotał przez sen (wsłuchiwałam się, nie padło żadne imię żeńskie).

Byłam tak niewyspana, że piątej nocy ogłosiłam: umarł król, niech żyje królowa!

Od dziś to ja śpię w salonie!

About

Lubi wyszukiwać polsko brzmiące nazwiska w obsadzie zagranicznych filmów i bawić się elektrycznymi szybami w samochodzie. Jako dziecko biegała w samych lakierkach po łące. Dziś już tego nie praktykuje. Brzydzi się chrabąszczami. Kocha za to mocną kawę, kolor zielony i marcepany. Siła spokoju, przynajmniej do czasu aż nie wyschnie jej lakier na paznokciach… Do wrzątku podchodzi bez kompleksów. Optymistka, dla niej szklanka jest zawsze do połowy pełna.

10 thoughts on “Powrót króla

    1. No niestety, przeważyły względy praktyczne. Księżniczka domagała się przytulenia do piersi, rada nie rada, nie miałam siły z nią w nocy walczyć ;)

  1. Poplakalam sie przy „no dobra, raz spadla… Itd. ” fenomenalnie napisane, wyciąga mnie z chandry i i wprawia w niesamowity nastroj. Dzieki Wam za to B-)

    1. Takie życie ;) Nie ukrywam, że adrenalina mi w nocy skoczyła, jak usłyszałam płacz i znikającą pupę z łóżka. Na szczęście łóżko nie jest wysokie i na płaczu się skończyło :)

      1. Ja tez to przezylam, kilka razy łącznie :-) i wciaz pamietam ten przyplyw sil do lulania i tulenia. No i jwdnak wyrzuty sumienia ze nie upilnowalam…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *