Fatalna pomyłka

PS_20150120084030

Gdyby czarny scenariusz się ziścił, nie chciałbym być w skórze naszego psa. Ocalił go refleks mojej żony. Chwila nieuwagi i byłaby rzeźnia. Na szczęście to życiowy farciarz. Wiele razy wychodził bez szwanku z różnych opresji. Potrafił dać nawet nogę z windy do bozi. Jest jak kot – zawsze spada na cztery łapy.


Polecenie „Hugo, w tej chwili przestań śmierdzieć” przestało działać jakieś dwa tygodnie temu. Jak się do nas zbliżał, to najpierw było go czuć, a dopiero potem widać i słychać. Od kiedy żyjemy w poszerzonym składzie, biegamy jak chomiki w kołowrotku i nie mamy zbyt wiele czasu na jego pielęgnację.

Atmosfera wokół psa gęstniała z każdym dniem. Typ „drwala” w przypadku zwierząt domowych się raczej nie sprawdza. W końcu żona postanowiła odżałować kolejną godzinę snu (i tak już uważa go za fanaberię) i doprowadzić rudego rozbójnika do porządku, czyli wyczesać, wystrzyc i wykąpać. Jak to mawiają: full serwis.

Zapytacie, dlaczego akurat Aga musi to robić po nocach, a nie ja? To złożona sytuacja rodzina i wolałbym jej nie rozkładać. Dość wspomnieć, że nasz producent smrodu to „pańcisynek”…

W trakcie poskramiania dredów na psim brzuchu, żona odkryła jakieś dziwne zgrubienie.

– Przemo, nie uwierzysz, kleszcz – powiedziała przerywając mi lekturę nowego Stasiuka.

– Skąd zimą kleszcz? – obudził się we mnie domorosły entomolog.

– No wiesz, śniegu nie ma już drugi rok. Mrozu praktycznie żadnego, to się widocznie obudziły – tłumaczyła nie przerywając gmerania w psie.

– Jest jeszcze jeden, po drugiej stronie. Masakra z tymi kleszczami. Potrzymasz go, to od razu wyciągnę?

Westchnąłem, odłożyłem „Wschód” i zgłosiłem gotowość bojową. Wiedziałem, że będzie ciężko, bo nasz sierściuch niezbyt godnie znosi tego typu zabiegi.

Jak tylko zobaczył cudeńko do wykręcania kleszczy, wyrwał się i uciekł pod stół. Swoją drogą, gdy ma się czegoś nauczyć, to pamięć ma jak rzeszoto, a tu proszę bardzo, od razu skojarzył, co się święci.

Proces negocjacyjny trwał kilkanaście minut i nie przyniósł pożądanych efektów. Nie wylazł z kryjówki nawet po wurst i swoją ulubioną zabawkę, która kiedyś była moją ulubioną rękawiczką. Otrzepaliśmy z żoną kolana i podjęliśmy decyzję, że trzeba zrobić „Dubrowkę”.

Akcja trwała góra 3 minuty. Bilans: dwa siniaki na mojej nodze, zbity wazon i wyrwane ze snu starsze dziecko, ale pies został pojmany i bezboleśnie unieruchomiony.

– Ale byk, ja dziękuję – powiedziała moja ładniejsza połowa, gdy w kłębach sierści ponownie odnalazła namierzone wcześniej zgrubienia.

– Rób, nie gadaj, bo ledwo go trzymam – ponaglałem.

– A ten drugi, to tak jakoś symetrycznie się wgryzł. Dziwnie to wygląda… – oceniła otwierając szczypczyki.

I już, już wyprawnym ruchem miała wykręcać pierwszego kleszcza, gdy nagle jej ręka zadrżała. Pomacała jeszcze raz i spojrzała zdezorientowanym wzrokiem na mnie. Potem poprosiła, bym odsłonił nieco światło z lampki i zaczęła uważnie przyglądać się temu, co znalazła.

– O fuck, to nie są kleszcze. To jego sutki…

 

About

Przemo – będąc pacholęciem bał się, że pająki wciągną go za obraz. Teraz boi się tylko ludzi, którzy nie mają wątpliwości. Raczej indywidualista niż gracz zespołowy. Jeśli już musi śpiewać w chórze, to wybiera partie solowe. Perfekcjonista, wegetarianin, libertarianin, półmaratończyk z ambicjami na więcej. Podobno choleryk. Kocha kino bez popcornu i literaturę faktu. Nieznośnie kreśli po książkach. Ceni sobie muzykę nieoczywistą. Ubóstwia sok pomidorowy, zapach farby drukarskiej i wysokie obcasy u kobiet. Specjalizuje się w przebijaniu balonów napełnionych patosem. Bardzo miły, toleruje nawet gluten i laktozę.

7 thoughts on “Fatalna pomyłka

  1. Hahahaha. No i byłoby po cyckach. Kolejnie świetnie napisany tekst. Czytałam i płakałam ze śmiechu. To nie blog, to kabaret ;) Przy okazji dowiedziałam się czegoś nowego – psy mają cycki ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *