Do niedawna Anka nie przejawiała przesadnego zainteresowania biletami Narodowego Banku Polskiego. Była nawet nadzieja, że może uda się ją wyekspediować poza nawias współczesnej młodzieży, która żywi się głównie kanapkami z hajsem i utartą do smaku stówką. Wczoraj wieczorem wszystko się jednak zmieniło…
Zaczęło się niewinnie. Siedziałem przy komputerze i przeglądałem w necie oferty z kurtkami, bo tradycyjnych sklepów z ciuchami ostatnio nie uważam.
Moje zakupy z drugiego pokoju wyczuła nie tylko żona (wszak u niej to naturalne), ale także starsza córka. Aga uznała, że skoro już zamawiam, to ona też sobie coś wybierze, bo „przesyłka wyjdzie wtedy korzystniej”. Gdy skwitowałem ten pomysł stwierdzeniem „pewnie, kto bogatemu zabroni”, córa się nagle ożywiła.
– A propos bogatego, macie może kalkulator? – zapytała z szelmowskim uśmiechem.
Z duszą na ramieniu podałem jej swój telefon i włączyłem zainstalowane tam liczydło. Od razu jednak zwęszyłem w jej pytaniu brzydki zapach nieczystych intencji.
Wróciła po chwili i położyła mi na biurku zawiniętego w chusteczkę zęba.
– Jak nic, wychodzą mi dwie dyszki, masz przy sobie czy jutro? – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, którego pozazdrościłby jej niejeden doświadczony windykator.
– Że co proszę? – próbowałem utemperować jej roszczeniowość, bo zorientowałem się, że rozmawiamy o pieniądzach.
– Straciłam zęba. Wróżka Zębuszka, nie pamiętasz? – nieco spokorniała.
– Pamiętam, ale pozwól, że to ja odświeżę ci pamięć. Po pierwsze, jesteś już duża, masz prawie 9 lat i nie wierzysz w takie bzdury. Po drugie, zawsze była piątka, a nie dwie dyszki.
– Ale teraz jest dopłata. Pięć złotych za to, że to był trzonowiec i drugie tyle za to, że sama go sobie wyrwałam – wyliczała w stylu Gerarda z „Długu” Krauzego.
– To i tak wychodzi piętnaście, a nie dwadzieścia – zabłysnąłem matematyczną sprawnością, z której jako urodzony humanista raczej nie słynę. Nie omieszkałem też w obliczu jej algebraicznego blamażu napomknąć o wyższości starych metod nauczania nad nowymi.
– Aha, bo zapomniałam powiedzieć, że doliczyłam jeszcze jedną piątkę za milczenie.
– Milczenie?
– No, nie powiem Wiktorii, że Zębuszka to ściema. Chyba, że chcesz, żebym zepsuła jej dzieciństwo…
Hahaha! Jedno jest pewne – poradzi sobie w życiu ;)
I w ten sposób ma pierwszy wpis do CV na windykatora. A potem służbowy telefon, służbowy samochód, służbowe mieszkanie ;)
Dobre, dobre!!! Mistrzowski blog. Dodaję was do ulubionych. :)
Przeczytałem wszystkie Wasze wpisy. Po ostatnim postanowiłem wreszcie skomentować. Jednoznacznie oceniam, że „pilota” trzyma Anka. Jej rezolutność, przewidywalność, spryt – jest niebiańska. Mając taką rodzinkę, ” codzienność” to dla Was „pikuś”, przetrwacie wszystko. Trzymajcie tak dalej.
Jak zwykle ubawiłam się setnie czytając tekst niby do kawy i w tzw wolnej chwili. Teraz już wiem ze kawa była dodatkiem a nie odwrotnie. Dzięki! Gratulacje! i bardzo polecam!