Są pytania dzieci, które mrożą krew w żyłach. Jedno z nich padło dzisiaj rano. Córa wzięła mnie z zaskoczenia, gdy robiłem jajecznicę. Zapytała tak, że aż się jaja same zmieszały…
– Tato, co to jest sado-maso? – walnęła prosto z mostu, pomijając wszelkie preliminaria.
– A gdzie to usłyszałaś? – próbowałem grać na zwłokę, by przygotować się jakoś psychicznie na tę trudną rozmowę.
– Przeczytałam w twojej gazecie.
– W mojej? – dopytuję i widzę, jak żona wykonuje akrobację gałkami ocznymi.
– No tak, zaraz ci przyniosę.
Poczułem, jak koszula przestaje odbierać mi ciepło…
– O, patrz – mówi po chwili, pokazując ostatni „Duży Format”, w którym jest reportaż Tomasza Kwaśniewskiego pt. „Z mamą bawimy się w sado-maso”.
– Aaa, to taka zabawa dla dorosłych, rodzaj gry – wymamrotałem.
– Ale, o co w niej chodzi? – drążyła młoda.
– Nie garb się i jedz, bo ci wystygnie – chciałem zmienić temat.
– A na naszą konsolę można to kupić? – nie odpuszczała.
– Nie bardzo. To nie jest gra komputerowa – brnę, choć nie chcę.
– Planszowa?
– Raczej taka towarzyska – przyszła z odsieczą małżonka.
– Co znaczy towarzyska?
– No, że gra się w nią w towarzystwie. Można we dwoje lub w grupie – popuściła wodze fantazji Aga.
– Czyli możecie się w to bawić, jak przyjdą do was goście, tak? – porządkowała nowe informacje latorośl.
– Z gośćmi, to raczej nie… – zawiesiła głos małżonka. – Słuchaj, to taka gra ludzi, którzy są sobie bardzo bliscy np. męża i żony. Polega na tym, że jeden drugiemu niby robi krzywdę, ale tak dla zabawy i naprawdę nic złego mu się nie dzieje. Wiem, że to może być trudne do zrozumienia dla dziecka, ale dorośli niekiedy robią różne dziwne rzeczy. I tyle, temat zamknięty – ucięła zawodowo rozmowę.
– No to wczoraj się w to bawiłam z tatą. Jak mu nakleiłam na rękę taśmę klejącą, a potem szybko zdarłam, to miał łzy w oczach, ale się śmiał…
Boski wpis. Uśmiałem się do łez. Nieźle was córka podsumowała.
No i ładnie wybrnęliście. Fajny blog. Na pewno będę tu wracał.
Uśmiałam się :D Dobrze, że moje Bączki jeszcze za małe na takie pytania. Choć sześciolatka … cóż. Mentalnie, muszę się już nastawiać … .
Mimo wszystko poszło w miarę gładko. A na pewno na poziomie ;)
„Nie garb się i jedz, bo Ci wystygnie” cofnęło mnie w czasy dzieciństwa i doprowadziło do wniosku, że pewne rzeczy nie zmieniają się nigdy ;)
Jest pełna podziwy , Wasz blog jest nietuzinkowy , strasznie mi się tu podoba no i oczywiście na pewno wrócę .
Majstersztyk. Takie blogi to się czyta. Znakomita oprawa graficzna, spójna koncepcja, a przede wszystkie znakomity styl pisania i fenomenalne poczucie humoru.
Kupiliście mnie. Od dziś czytam was regularnie.
Dobrze wybrnęliście z tymi gośćmi…. Gdyby kiedyś was ktoś odwiedził, a dziecko by zapytało czy się będziecie bawić w sado-maso mogłoby być niezręcznie :)