Eksperymenty na ojcu

PS_20150130205253

Kiedy byłem małym chłopcem (hej), bardzo chciałem się rozwijać. Rodzice rozumieli mój wewnętrzny imperatyw i postanowili posłać mnie na kółko muzyczne. Pani po wstępnym przesłuchaniu zaproponowała farbki. Niestety, na plastycznym też dostałem czarną polewkę. Odkułem się dopiero niedawno, zapisując Ankę tam, gdzie kiedyś mnie nie chciano. Wczoraj ten pomysł odbił mi się jednak czkawką. Dosłownie.


Padło na zajęcia plastyczne, bo jej koleżanki chodziły. Jak na mój gust, dziedziczka w tym zakresie dość oszczędnie gospodaruje talentem, ale skoro sama chciała i była okazja, by wziąć odwet na moim życiu, to dlaczego nie?

Zabiliśmy więc z żoną węża w kieszeni i wyposażyliśmy młodą artystkę we wszelkie niezbędne przybory. Poszła raz, drugi, trzeci i „zażarło”. Ostatnio zaczęła nawet przynosić robotę do domu.

– Tato, posiedzisz ze mną, jak będę malowała? – zapytała wieczorem, odpalając powłóczyste.
– Jasne, rozkładaj farby, a ja zrobię sobie kawę.

Chwilę później przekonałem się, że z malowaniem jest jak z porno: człowiek zobaczy i sam nabiera ochoty, więc również chwyciłem za pędzel (do malowania). Z twórczego amoku wyrwał mnie telefon. Gdy wróciłem dokończyć coś, co w założeniu miało być żyrafą, córka zaczęła mnie bacznie obserwować.

Najpierw myślałem, że po prostu wpatruje się w swój malarski autorytet, ale rzut oka na własną kartkę sprowadził mnie na ziemię. Nie dawało mi jednak spokoju, dlaczego tak się krzywi, gdy sięgam po kubek z kawą. Każdy mój łyk budził jej obrzydzenie. W końcu nie wytrzymałem.

– Co jest? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
– Smakuje? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Tak, a co?
– A dobrze się czujesz? – kontynuowała przesłuchanie.
– Jak młody bóg.
– Czyli jednak od tego się nie umiera – rzuciła od niechcenia między jednym a drugim pociągnięciem pędzla.
– Od czego? – dopytałem z niepokojem w głosie.
– Od jedzenia farby, bo pani na kółku mówiła, że to trucizna…
– No i miała rację! – potwierdziłem.
– Hmm, umoczyłam sobie pędzel w twojej kawie i jakoś żyjesz…

PS. Nadal odbija mi się farbką.

About

Przemo – będąc pacholęciem bał się, że pająki wciągną go za obraz. Teraz boi się tylko ludzi, którzy nie mają wątpliwości. Raczej indywidualista niż gracz zespołowy. Jeśli już musi śpiewać w chórze, to wybiera partie solowe. Perfekcjonista, wegetarianin, libertarianin, półmaratończyk z ambicjami na więcej. Podobno choleryk. Kocha kino bez popcornu i literaturę faktu. Nieznośnie kreśli po książkach. Ceni sobie muzykę nieoczywistą. Ubóstwia sok pomidorowy, zapach farby drukarskiej i wysokie obcasy u kobiet. Specjalizuje się w przebijaniu balonów napełnionych patosem. Bardzo miły, toleruje nawet gluten i laktozę.

2 thoughts on “Eksperymenty na ojcu

  1. Eee, farbka zapewne niesmaczna, ale na pewno nie trucizna. Nie znalazłaby się w sprzedaży – stosowne służby san.-epid. nad tym czuwają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *