Jako dziecko marzyłam o tym, aby mieć czapkę niewidkę. Do niedawna myślałam, że to fikcja, ale teraz okazuje się, że niewidzialność jest możliwa. Niestety, to odkrycie ma słodko-gorzki smak.
Wprawdzie magicznej czapki nadal nie mam, ale mam za to brzuch, a w nim człowieka. Lekarz zawsze mi powtarza, że ciąża to nie choroba, więc nie oczekuję od ludzi żadnej taryfy ulgowej, ale wierzcie mi, że w 9. miesiącu naprawdę źle się stoi w kolejkach…
Do tego, że w markecie niektórzy próbują się ze mną ścigać do kasy już przywykłam. Być może chcieli być przede mną, bo mieli mrożonki.
Na poczcie też za każdym razem odstałam swoje, mimo że zajmowałam połowę wolnej przestrzeni w budynku, ale wiadomo, poczta rządzi się swoimi prawami, nie tylko w tym względzie…
W szpitalu, gdy robiłam badania krwi, zawsze najpierw stałam w kolejce do Biura Obsługi Pacjenta, potem do rejestracji w laboratorium, a na końcu w ogonku do samego pobrania krwi. Ostatnim razem, po 15 minutach czekania, w końcu jedna ze starszych pań, która wcześniej cały czas szukała czegoś w torebce, zaproponowała, że wpuści mnie przed siebie. Zasugerowała nawet półgłosem, że może powinnam być obsłużona poza kolejnością.
W tym momencie pewien elegancik w garniturze, który dumnie dzierżył przed sobą pojemniczek z moczem, zawinięty dla niepoznaki w foliowy woreczek, rzucił ciętą ripostę, że on też jest w ciąży, ale spożywczej. Ubaw był po pachy, w poczekalni rozświetliły się uśmiechy nieskalane osiągnięciami współczesnej stomatologii. Moje miejsce w kolejce jednak nie drgnęło. Być może uznali, że skoro chciałam dziecka, to muszę cierpieć… Badań tego dnia nie zrobiłam, wróciłam do domu ;)
Gdy już myślałam, że nic mnie w tym względzie nie zaskoczy, nadeszła ta niedziela, kiedy poszłam ze starszą córką do kościoła na spotkanie dla dzieci komunijnych. Stan – jak to zwykli mawiać wierzący – błogosławiony, wyrażany w nominale 40 tygodni, nadal mnie obowiązywał.
Po 25 minutach stania, zaczęło mi się robić słabo, więc zlustrowałam pobliski teren w poszukiwaniu wolnego miejsca w ławkach. Niestety, wszyscy wkoło bardzo gorliwie się modlili, wsłuchani w słowa Chrystusa, cytowane przez księdza: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście mi pić (…) Zaprawdę, powiadam wam: wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną (…)”.
[Ewangelia wg św. Mateusza, Sąd Ostateczny].
Wystarczyło w kościele poprosić kogoś o ustąpienie miejsca. Trochę kultury kobieto.
Jestem przekonana, że gdyby poprosiła pani o ustąpienie miejsca, to ludzie by panią usłuchali. Na pewno zdarzyło się pani zamyślić podczas jazdy autobusem i dopiero po chwili z zawstydzeniem zauważyć stojącą obok staruszkę, prawda? Mnie tak. Oczywiście, zawsze można trafić na chama, ale niech się pani nie martwi, już ludzie takiego chama utemperują. Sama byłam kiedyś świadkiem takiej sytuacji – młody chłopak próbował wepchać się przed starszą kobietę w kasach samoobsługowych i ludzie od razu zaczęli na niego krzyczeć. Życzę powodzenia i odwagi.
ojj widać, że powyżej wypowiadające się osoby nie miały nic wspólnego z ciążą…
Osobiście z braku samochodu poruszałam się w ciąży środkami komunikacji miejskiej i o ile rozumiem, że ktoś mógł nie zauważyć mojego brzucha póki nie był ogromny (choć widoczny wyraźnie był już w 5 miesiącu), o tyle nie rozumiem jak w 8. czy 9. miesiącu z dużym balonem przed sobą stawałam się niewidzialna przez 90% pozostałych pasażerów (nieświadomych, że w tym czasie zdarzały mi się skurcze, a czasami brzuch tak bolał, że tylko czyhałam na wolne miejsce). Wielokrotnie były takie sytuacje, że wsiadałam, kasowałam bilet, ktoś z siedzących „taksował” mnie wzrokiem i nie wstał, albo jeszcze gorzej – stałam z tą osobą na przystanku, gapiła się wcześniej na mój brzuch i w momencie wsiadania do tramwaju był wyścig na jedyne wolne miejsce, który oczywiście przegrywałam. Kto zazwyczaj – jesli w ogóle – ustępował mi miejsca? Kobiety. Głownie dziewczyny w „wieku studenckim” (jedna nawet kiedyś podeszła do mnie mając spory kawałek). Dla mężczyzn nierzadko byłam niewidoczna. Szczególną grupą byli ci pomiędzy 40 a 50 rokiem życia a także gimnazjaliści – w obu przypadkach mogłam nawet brzuchem wymachiwać przed ich twarzą (ach ten tłok), a i tak nie ruszyli tyłków.
W ciągu całej ciąży RAZ zdarzyło mi się, że wsiadłam i jeszcze nim zdążyłam włożyć bilet do kasownika, to ktoś mnie popukał w ramię a chwilę później usłyszałam uprzejme „proszę, zwolniłem dla pani miejsce”. Facet. SZOK. Kilka razy także ustąpili mi miejsca mężczyźni, ale po minie i nierzadko głośnym zdechnięciu wnioskowałam, że raczej ten czyn nie napawa ich dumą.
Tak. Mogłam PROSIĆ o ustąpienie mi miejsca. Ale chwila – prosić? Dlaczego mam prosić o to, żeby ktoś zachował się kulturalnie jeśli ewidentnie ignoruje mój stan?
W sklepie spotkałam się z tym samym, co Ty – wyścig do kasy. Jeszcze długo będę pamiętała, jak na 2 dni przed porodem pan z kowbojskim kapeluszem i stukającymi kozakami oraz żonką ubraną w strój w stylu country wręcz wbiegł przede mnie do kasy od której dzieliło mnie już jakieś 2 metry… pan chciał kupić whisky i michałki, nie mrożonki. Tak mnie ta sytuacja zszokowała, że zaniemówiłam.
Natomiast np. w Tesco są kasy pierwszeństwa (przeznaczenie: ciężarne, a także osoby z gr. inwalidzka). Raz skorzystałam z tego przywileju. Podeszłam do kasjerki (mając w ręku jedynie 3 pary skarpetek), grzecznie poczekałam aż skasuje do końca osobę i zapytałam czy mogłaby mnie obsłużyć poza kolejnością, gdyż jestem w ciąży, co widać. Pani pokiwała głową, a 3 osoby dalej jakaś kobieta na oko 35-40 lat zaczeła się drzeć, że ona też jest zmęczona.
„Dziedzictwo PRLu to brak asertywności i pewności siebie u polskich kobiet” gdzies przeczytalam i czasem nawet sie z tym zgadzam. Jednak jako matka Polka doszlam do wniosku, ze my bedac „brzuchate” nie mamy sily i ochoty awanturowac sie i niczego udowadniac.
Mieszkajac w kraju „prorodzinnym” bez wiekszych oporow moge wrzucic „syczacych” do naszego PRLowskiego worka i generalizowac, a jakze! Ciaza to nie choroba – fakt niezaprzeczalny ale jak mozna okreslic brak kultury, szacunku dla przyszlych matek ? zaraza? :)
ps. czekam na wpis o (pozadomowym) karmieniu piersia :o)
Czytam komentarze i mam wrażenie, że puenta nie została zrozumiana.
Końcowy cytat – sedno wierzących ;)
Pozdrawiam