Babcia stojąc pod naszym balkonem miała łzy w oczach. Najpierw myślała, że to ponury żart. Gdy zrozumiała powagę sytuacji, próbowała negocjować, a nawet grozić. Potem już tylko błagała o rozsądek i litość…
Był rok 1984. Na balkonie stała 6-letnia Agusia. Na dole jej babcia, która przyjechała w odwiedziny. Czasy były takie, że nikt nie zapowiadał wizyt, wpadało się tak po prostu. Zresztą, nie mieliśmy nawet telefonu…
Pech chciał, że babunia trafiła na dzień, w którym po raz pierwszy na kilka godzin zostałam sama w domu. Wyobraźcie sobie, że w tamtych czasach nikt za to dzieci nie odbierał.
Przed wyjściem mama zabroniła mi otwierać komukolwiek drzwi. Było długie kazanie, w którym wielokrotnie powtarzała słowo NIKOMU! Wzięłam to sobie do serca, więc seniorka rodu posiedziała w piaskownicy dobre dwie godziny.
Oczywiście poznałam ją od razu, ale byłam nieugięta. Jak nikomu, to nikomu. Nawet rozmowa prowadzona z balkonu mnie nie zmiękczyła. Mama potem długo tłumaczyła teściowej, że nie nastawiała przeciwko niej wnuczki…
Scenka ta wyświetliła mi się w głowie, gdy zaczęliśmy na dłużej zostawiać Ankę samą w domu. Od jakiegoś czasu bardzo to lubi. Monitoring zainstalowany w mieszkaniu mógłby pewnie przybliżyć powody tego zamiłowania do samotności, ale dajcie spokój – dzieciom trzeba ufać, co nie?
Profilaktycznie urządziliśmy jej jednak pogadankę na temat bezpieczeństwa, zachowania w sytuacjach awaryjnych i otwierania drzwi nieznajomym.
– A znajomym mogę? – zapytała tatuując sobie nadgarstek lewej ręki flamastrem.
– A skąd będziesz wiedziała, że to znajomy? Przez domofon łatwo się pod kogoś podszyć. Możemy ustalić hasło – tłumaczę.
– Dobra, a jak zapomnimy wymyślić hasło, to będę zadawała trudne pytania dodatkowe, na które tylko my znamy odpowiedzi – powiedziała rezolutnie, zmieniając kolor pisaka.
– OK, to świetny pomysł – pochwaliłam.
Wczoraj wieczorem Przemo pojechał na zakupy i jak zwykle zapomniał kluczy. Gdy zadzwonił domofon, usypiałam akurat Wiktorię, więc odebrała Anka. Po chwili usłyszałam dziwny dialog, a w zasadzie monolog, bo odpowiedzi męża siłą rzeczy do mnie nie docierały.
– Kto tam?
– Ale każdy może sobie powiedzieć, że tata…
– Każdy może powiedzieć, że trzyma ciężkie siaty i wychodzą mu żyły…
– Oj, muszę panu zadać kilka pytań…
I poleciało: pytanie o ulubiony przysmak naszego psa, moje panieńskie nazwisko i jeszcze kilka rzeczy, których z oczywistych względów tutaj nie ujawnię. Gdy zaczęła wypytywać o bohaterów z bajek, zadzwonił mi telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Przema. Wiktoria się obudziła, więc odebrałam.
– Powiedz jej, że jak tylko wejdę na górę, to ją rozszarpię! I otwórz te p…. drzwi!
Jak to mawiają? Niedaleko pada jabłko od jabłoni?
Nie oszukasz – to Twoja córka!
Wizualnie Twoja kopia, to i charakter musi się zgadzać ;)