Jegomość z purpurowym makijażem podszedł chwiejnym krokiem, gdy ładowałem zakupy do samochodu. Długi rękaw, długie spodnie, kozaki. Ewidentnie kontestował dzisiejsze 30 stopni. – Zaszczyci mnie kierownik swoją uwagą? – zapytał radiowym głosem.
– Ile brakuje? – uprzedziłem jego prośbę, bo spodobało mi się nietypowe zagajenie.
– Co w wózku starczy. Chyba, że gest u kierownika szerszy – uśmiechnął się obnażając zęby, które wyglądały, jakby się same poodsuwały od siebie ze wstrętem.
– Poprzestańmy na tej zetce – powiedziałem pakując ostatnią torbę do bagażnika. – Chyba, że zdradzisz, ile dziennie można wyciągnąć z tego interesu? – podpuściłem przekazując wózek.
– Kierownik nie żartuje, co to za interes. Kiedyś to ja kasę robiłem i to w biznesie międzynarodowym – przewrócił oczami ewidentnie młodszymi niż cała reszta.
– Jaka branża? – ciągnąłem za język.
– Prochy tirem woziłem, ale mnie dupnęli. Pod samym domem stłuczkę miałem i się rozsypało…
Trzeba przyznać, że biznes międzynarodowy, to pojemny termin…
Tak jak stali bywalcy monopolu, tak i stali ulotkarze…. Zapraszam.
http://meetmyshoes.pl/