Mój wspólnik ze ślubnego kobierca ma swoje walory, ale ma też jeden, znacznych gabarytów feler. Otóż nie zna mieszkania, w którym od przeszło dekady prowadzimy wspólne gospodarstwo domowe.
Nie tam, żeby zdarzało mu się zabłądzić. W tym jest nawet sprawny. Chodzi raczej o szafki i szuflady…
Mimo upływających na metrażu lat, za wuja nie ogarnia, gdzie co chowamy. Bezbłędne rozpakowanie zakupów lub odkrycie, gdzie trzymamy talerzyki z granatowym wzorkiem, to dla niego mission impossible. Kiedyś nawet myślałam, że się zgrywa, ale on naprawdę przy tej robocie się gubi. To chyba jakaś forma upośledzenia, dlatego jestem wyrozumiała. Nie krzyczę, nie biję, wspieram, przytulam po dobrze wykonanym zadaniu.
W sobotę obchodziliśmy nieco spóźnione imieniny pańskie. Trochę rodziny do nas wpadło. Po imprezie poszłam do sypialni usypiać biustem małą, a Przemysław wziął się za rozpakowanie zmywarki.
Leżałam, karmiłam i nasłuchiwałam. Lekko przytłumiony i regularny brzdęk naczyń napawał mnie spokojem. Byłam dumna: daje chłopina radę. Po 10 minutach naszła mnie nawet myśl – wymiata! Żadnych przestojów, idzie jak burza.
Naglę słyszę, że się zawiesił. Absolutna cisza. Trwa i trwa. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam, czy nie siedzi na fejsie, ale nie było go wśród dostępnych. To znak, że potrzebował koła ratunkowego.
Pobieżna analiza zawartości zmywarki pozwoliła mi rozszyfrować tę nieznośną ciszę. Winowajcą były filiżanki ze srebrnym paskiem… Fakt, to było trudne, bo rzadko ich używamy.
Mała jeszcze nie spała, więc nie mogłam wyjść z pokoju i pomóc, więc wysłałam esemesa: „górna półka”. Po chwili słyszę z kuchni: „ale wymyśliła” i robota znowu ruszyła.
Dziś zaglądam we wskazane miejsce, a tam pustka, filiżanek nie ma. Pomylił szafki i ułożył w innej… drugie piętro na kubkach.
No i jak go nie kochać?
Pozwoliłam sobie bezczelnie skopiować link do wpisu i wrzucić go na naszego fanpage’a. Ten tekst musi iść w świat :)
A nich idzie ;) Tylko ciepło go ubierzcie, bo pogoda dziś paskudna…