Atak pampersem

PS_20141230175220

Blog ma dopiero kilka tygodni, a ja już łamię jedną z jego podstawowych zasad, która brzmi: żadnych tekstów o kupie. Niestety, dziś będzie właśnie o niej. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że kupa nie jest byle jaka, ale specjalna, strzelona w knajpie.


„Siedzimy ze znajomymi w restauracji. Nagle kobieta z naprzeciwka ściąga córce majtasy i zmienia pampersa z niespodzianką. Patrzę na te czynności higieniczne, chociaż wcale nie chcę. Siedzę w końcu nad talerzem z kolacją. Oglądanie pampersa z niespodzianką przyprawia mnie o mdłości – napisała w felietonie Agnieszka Kublik z „Gazety Wyborczej”.

W przeciwieństwie do większej części polskiej blogosfery parentingowej, szczerze jej współczuję i rozumiem to oburzenie. Zmiana pampersa w restauracji, na oczach innych gości, to dla mnie brak kultury. To, że ma się małe dziecko, nie zwalnia z przestrzegania podstawowych zasad współżycia społecznego. Naprawdę, nie każdy potrafi zachwycić się tym, co bobas ma w pieluszce. Dlatego potrzeby fizjologiczne, bez względu na wiek, należy załatwiać w toalecie, a nie w miejscach publicznych. Co z tego, że nie wszędzie jest przewijak? Jako matka dwójki dzieci zapewniam, że da się to zrobić bez takich udogodnień. Ćwiczyłam to wiele razy. Trzeba się tylko trochę wysilić. Jeśli ktoś tego nie potrafi lub nie chce mu się kombinować, niech wybiera takie knajpy, które mają stosowne udogodnienia.

Wymuszanie na restauratorach montowania przewijaków też nie jest moją wojną. Rozumiem nawet to, że powstają miejsca, do których w ogóle nie wpuszcza się rodzin z dziećmi. Mamy wybór, więc korzystajmy z niego. Czy jako wegetarianka obrażam się na knajpy, które mają tylko mięso w ofercie? Nie, po prostu chodzę do takich, w których menu mi odpowiada. Po co z prostych rzeczy robić światopoglądowe labirynty i się zbędnie napinać.

W ostateczności zawsze można też w ogóle odpuścić wyprawy do restauracji z dziećmi (np. do pubów ich nie ciągniemy i jakoś żyjemy). Bycie rodzicem małego dziecka wiąże się przecież z szeregiem różnych wyrzeczeń, wśród których brak wyjścia w rodzinnym komplecie do knajpy jest chyba jednym z mniej uciążliwych. Przynajmniej ja znalazłabym kilka gorszych, ale to już temat na osobny wpis.

Alexis de Tocqueville powtarzał, że „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja”. Gdyby rodzice, na których trafiła Agnieszka Kublik, respektowali tę zasadę, pewnie nie byłoby dziś sporu o kupę, a ja nie musiałabym łamać na blogu zasad, które sama ustaliłam ;)

About

Lubi wyszukiwać polsko brzmiące nazwiska w obsadzie zagranicznych filmów i bawić się elektrycznymi szybami w samochodzie. Jako dziecko biegała w samych lakierkach po łące. Dziś już tego nie praktykuje. Brzydzi się chrabąszczami. Kocha za to mocną kawę, kolor zielony i marcepany. Siła spokoju, przynajmniej do czasu aż nie wyschnie jej lakier na paznokciach… Do wrzątku podchodzi bez kompleksów. Optymistka, dla niej szklanka jest zawsze do połowy pełna.

3 thoughts on “Atak pampersem

  1. Hej, Aga! Gratuluję bloga, widzę, że podobne jak ja nie dawno zaczęliście. Dopiero od kilku dni wiem o Waszym istnieniu ale już moja M. zdążyła na głos przeczytać mi dwie Wasze notki. Czyli jest ciekawie.

    Co do samego tekstu, pod którym piszę. Artykuł, którego fragment cytujesz, jest długi – pada w nim wiele mało bystrych przemyśleń i głównie za swoją tendencyjność został poddany krytyce.

    Napisałaś, że rozumiesz „że powstają miejsca, do których w ogóle nie wpuszcza się rodzin z dziećmi” i porównujesz te miejsca do knajp wegetariańskich. Trochę chybione porównanie, bo do knajpy wegetariańskiej nawet największy smakosz mięsa może wejść i nikt mu nie zabroni złożyć zamówienia na ociekający sosem kotlet sojowy. Ty nie wchodzisz do knajpy z mięsem bo nie chcesz a nie dlatego, że Ci ktoś nie pozwala. To różnica, która powoduje, że nie zgadzam się na zakazy wejścia do knajp tylko dlatego, że jestem z rodziną.

    Jeszcze w kwestii kupy. Kupa to temat, którego nie wiem jak ugryźć ale na pewno się za niego zabiorę w przyszłości.

    Na koniec mojego pierwszego wpisu u Was – powodzenia dalej! Będę wracał regularnie.

  2. Konradzie, dziękuję za komentarz i gratulacje.
    Co do kwestii tworzenia miejsc, które nie wpuszczają rodzin z dziećmi (knajpy, hotele), to funkcjonujemy w dobie gospodarki (w miarę) wolnorynkowej, więc każdy może sobie otwierać taki biznes, jaki chce. Jak wiadomo, rynek nie znosi próżni. Skoro jest nisza tworzona przez osoby, które nie lubią dzieci, to znajdą się tacy, którzy będą chcieli ją zagospodarować. I nie widzę w tym, żadnego problemu. Nie czuję się w żadnym razie dyskryminowana. Wybieram po prostu inne miejsca. Rozumiem też ludzi, którzy korzystają z oferty takich właśnie knajpy czy hoteli. Bądźmy szczerzy, przy biegających i krzyczących dzieciach (zwłaszcza jeśli nie są nasze) trudno się zrelaksować ;)

  3. Być może zasłużę na miano grzyba, ale mimo to będę się bił o nienadużywanie słów: „knajpa” i „kibel”. Zauważam odstręczającą tendencję do zamieniania nimi słów „restauracja” i „toaleta”. Pani Agnieszko, knajpa to lokal z szynkwasem z ocynkowanej blachy, gdzie przy stolikach bez obrusów siedzą wpółpijani menele, złodzieje i alfonsi tanich dziwek. Pani na pewno nie chadza do knajpy, czemu więc restaurację nazywa Pani tym deprecjonującym mianem? Zresztą podobnie ma się sprawa z „karczmą”. Teraz przy drogach jest ich mnóstwo, ale ja zatrzymuję się tylko tam, gdzie jest napis „restauracja”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *