Do bałaganu w naszej kuchni najlepiej przylega słowo piramidalny. Pies ujada, bo za oknem kręcą się fachowcy. Młodszej córce wyrastają kolejne zęby, więc gryzie wszystko co popadnie, ze szczególnym uwzględnieniem uszczelki od pralki. Odrywana od niej wyje tak, że gdyby tylko mogła zadzwoniłaby na niebieską linię. Starsza córka sarka, że matka poskładała jej bluzki nie na to pół, co trzeba. Innymi słowy – rodzinne „Funny games” pełną parą.
Żona patrzy na to wszystko i mówi do mnie:
– Jezu, jak ja ci zazdroszczę, że sobie jedziesz do dentysty…