Przypadki chodzą po ludziach, ale po nas jakby częściej. Nie rozrzedza to jednak naszego zadowolenia z życia, bo lubimy być zaskakiwani. No chyba, że zaskakujemy samych siebie i to w dość wstydliwy sposób…
A zaczęło się tak niewinnie. Urlop, dzieci na feriach, pierwsza noc w nowym domu, no to co, kartony poczekają, napalimy w kominku i otworzymy szampana.
Wszedł szybko i gładko.
O ile w życiu niekiedy miewamy z żoną chwile, że nie wiemy czego chcemy, to teraz wiedzieliśmy dokładnie. Pomysłu, by otworzyć drugiego nawet nie poddawaliśmy dyskusji.
Wszedł równie szybko i gładko.
– Słuchaj milejdi – mówię z wciąż jeszcze płynną artykulacją – bo bąble się już skończyły, przesiadka na coś mocniejszego, czy skoczyć dokupić to samo?
– Wolałabymniemieszać – odpowiedziała bez żadnej spacji ślubna.
– Twoja prośba jest dla mnie rozkazem, może będzie coś jeszcze w pobliżu czynne, a jak nie, to pójdę na stację i stanę w kolejce z małolatami bekającymi reddsami.
– Misiek – wycedziła – wszystko będzie czynne, bo jest środa po czternastej.
Chwilę później było u nas jak w piosence Kazika – „i już trzecia flaszka, kurde bele leci”. Szło nam tak dobrze, że z powodzeniem moglibyśmy sobie w zainteresowaniach wpisywać „uzależnienia”.
Kiedy pijesz, świat nadal gdzieś tam istnieje, ale na chwilę zdejmuje ci nogę z gardła i zaczynasz dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałeś. My na przykład zauważyliśmy brak ławy, który komplikował odstawianie kieliszków.
– To może skoczymy jutro do Ikei? – zaproponowała Aga.
Mój rozum wciąż jednak wykazywał aktywność i walczył z tą propozycją jak świętej pamięci babcia z nadciśnieniem. Podpowiadał mi prostą zależność: jeśli nie ma jeszcze osiemnastej, a moje dzisiaj jest już tak pięknie pokolorowane, to jutro będzie czarno-białym koszmarem. Nie brnij w to chłopie!
Wiedziony instynktem samozachowawczym włączyłem kompa, nalałem nowych bąbli do kieliszków i bez słowa wskazałem ręką na monitor.
Zaczęliśmy przeglądać sklepy internetowe. Jeden, drugi, piąty, siedemnasty, no a zobacz jeszcze to. Potem Allegro. Jedna oferta, druga, piąta, siedemnasta i ciągle coś nie tak, a że za droga, a że mała, a że za duża, a że nie ma półki, albo tylko lakierowana, a na tamtą to się czeka osiem tygodni, a tę to chyba zaprojektowali designerzy z Raffaello…
Z konsumenckiego amoku wyrwał nas… budzik ustawiony w telefonie na 9.30.
Pierwsza z czarnej dziury wyłuskała się Aga.
– O dżizas, ale nas zdjęło – wymamrotała.
– Ale, że rano jest? – upewniłem się przeczuwając najgorsze.
– Czwartek jak nic – zawyrokowała rzucając się na wodę mineralną.
– Chcesz jechać do Ikei po ławę?
– No jedźmy, sam widziałeś, że w necie nie ma nic ciekawego…
Leżeliśmy jeszcze chwilę, by odchrupnąć kręgosłupy i przypomnieć sobie, jak to wszystko się wczoraj potoczyło, gdy z letargu wyrwał nas dźwięk przychodzącej w telefonie poczty.
„Kupiłeś ŁAWA ASPEN STOLIK KAWOWY BIAŁY MAT. Twoja wpłata została przekazana sprzedającemu na jego rachunek”…
I wyobraźcie sobie, że nawet jakoś pasuje ;)