Żabka, ale ta od zakupów. Bardziej pod wieczór, a dla tych, co do roboty mają na szóstą, to nawet środek nocy. Stoimy z towarzystwem w kolejce po porcję ratunkową, bo skończyło się zaopatrzenie, które teoretycznie miało wystarczyć nawet na jutro…
Nagle do sklepu wchodzi babcinka, ale taka, że Matuzalem przy niej to szczeniak. Już na pierwszy rzut oka widać, że kobiecina okupację przeżyła na emeryturze. Przygarbiona, chudziutka, z twarzą poszatkowaną głębokimi zmarszczkami. Spod chusty wystawały jej liche kosmyki siwych włosów, w drżącej ręce laseczka. Postać wręcz oniryczna, brakowało tylko wokół niej jakiejś mgły.
Posuwała się po sklepie mniej żwawo niż to sobie wyobrażacie. Weszła z trudem otwierając drzwi, odsapnęła kilka sekund i bez jakiegokolwiek omiatania wzrokiem półek od razu pokuśtykała w kierunku kasy.
Wstrzymaliśmy oddech, żeby jej nie urżnąć oparami i na bezdechu wskazaliśmy ręką miejsce w kolejce przed nami, bo wiadomo, szacunek starszej pani się należy, kindersztuba musi być, bez względu na wskazania probierza trzeźwości.
Babcinka skinęła głową na znak podziękowania, uśmiechnęła się i pochyliła do kasjerki, jakby chciała wyznać jej coś w tajemnicy, a potem wyszeptała:
– Jednego hot doga poproszę. Z musztardą…
Słów life. Fast food. :-)
Taki slow life wyszedł mi z telefonu, że aż…
SLOW LIFE. FAST FOOD!:)
Pozdrawiam:)