One trzy i ja jeden. Pierwsza miała moc w mowie, druga w wyobraźni, trzecia w torbie. Konfrontacja wisiała w powietrzu, choć nie była z mojej strony zamierzona. To był impuls.
– A co tu zbudowałeś? Zamek? Piękny. Nie syp, nie syp! Prosiłam… Chcesz tutaj? Przełóż najpierw nóżkę. Tylko nie spadnij. Nie tak szybko. Zejdź teraz ładnie, uważaj, powolutku. Zobacz, ptaszek, o jaki śliczny. A wieczorem pojedziemy do cioci Kamilki, Maksiu też będzie, cieszysz się? – gderała bez przerwy pierwsza.
Nadawała szybko i głośno, żeby słyszeli wszyscy, nie tylko adresat jej monologu. Gdyby człowiek miał w życiu ograniczoną liczbę słów do wypowiedzenia, ona roztrwoniłaby swoją pulę w godzinę.
Druga oszczędnie gospodarowała słowem, ale jak już mówiła, to spuszczała bujną wyobraźnię ze smyczy. Czarnowidztwo level hard.
– Nie skacz, bo złamiesz kręgosłup – krzyknęła, gdy jej Piotruś niespodziewanie poczuł respekt przed niewysoką zjeżdżalnią i zarządził odwrót.
– Nie biegaj z patykiem, bo sobie go wbijesz w oko – ostrzegała kilka razy produkt swych genów. Dlaczego akurat w oko, a nie w rękę, nogę, czy brzuch? Nie mam pojęcia. Ale wiem jedno: nigdy nie widziałem dziecka z patykiem w oku…
Trzecia cały czas dłubała w telefonie. Co jakiś czas podbiegał do niej Miłoszek, a ona cyk, wyciągała mu z torby smakołyk lub zabawkę. Soczki w kilku smakach, biszkopty, jogurcik, poćwiartowane jabłuszko, mokre chusteczki, piłkę, autko, grabki, łopatkę…
Miłoszek, jak na przedstawiciela przebodźcowanego pokolenia przystało, szybko się jednak nudził maminymi darami, więc w końcu usiadł zblazowany na ławce, wyjął telefon i zaczął grać, upinając co chwilę usta w dzióbek, którym uwalniał wraz ze śliną odgłosy strzałów i wybuchów.
Po kolejnej eksplozji, mama doznała olśnienia i ruchem, jakim prestidigitator wyciąga królika z kapelusza, wyjęła ze swojej przepastnej torby plastikowy pistolet.
Miłoszek schował telefon, wytarł ślinę z brody i ruszył dziarsko z giwerą na front. Najpierw w pełnym biegu zastrzelił Piotrusia. Potem przymrużonym okiem namierzył swoją matkę. Zaśmiał się demonicznie i pach, pach, z zimną krwią oddał dwa strzały z wyprostowanej ręki. Brewka mu nawet nie drgnęła.
Skrzyżowaliśmy spojrzenia i poczułem, że ja będę następny. Nieletni zabójca ukrył się za drewnianym statkiem i bacznie mnie obserwował. W końcu kucnął i zaczął celować.
Wtedy poczułem impuls. Wstałem z ławki i ruszyłem do niego szybkim krokiem. Gdy w połowie drogi wykonałem gest ładowania broni, Miłoszek podciągnął spodnie po same pachy i zaczął wiać. Byłem honorowy, nie strzeliłem mu w plecy. Zawołałem po imieniu, a gdy się odwrócił, pociągnąłem serię z automatu. Może nawet dwie, nie pamiętam, działałem w afekcie.
Z morderczego amoku wyrwał mnie ryk młodego i krzyk jego matki.
– No wie pan? Tak do dziecka?
– Też wychowywałem się na grach i lubię postrzelać … – odpowiedziałem.
– Co za debil! – rzuciła na odchodne.
Place zabaw są naprawdę zabawne. Jestem rad, że dzięki Wiktorii już wkrótce znowu będę na nie regularnie zaglądał ;)
No,no:-)jak zwykle zabawnie opowiedziane:-) mam nadzieję, że wszyscy wyszli z tego cało;-)
Obawiam się, że chyba jednak nie… TVN 24 właśnie podał, że kule przeszyły Miłoszka na wskroś ;)
Piękne! Tak powinno być!
Następnym razem będę udawał zastrzelonego ;) Zobaczymy, jak na to zareagują takie Miłoszki ;)
W gruncie rzeczy, to ta babeczka powinna ci podziękować. Dałeś jej synalkowi darmową lekcję. Fakt, brutalną, ale przecież zabawa w zabijanie nie jest dla mięczaków.
A „patyk w oku” jest mistrzowski. Skąd się ludziom biorą takie wizje w głowach?
Podziękowała, ale na swój sposób ;)
A o szczepionkach nic nie gadały? Ja za każdym razem trafiam na ten temat. Jeszcze ewentualnie na wyliczankę zajęć dodatkowych, na które ich pociechy chadzają ;)
Szczepionek nie odnotowałem, być może za krótko tam siedziałem. Wizyta na tym placu zabaw była tylko przerwą techniczną w spacerze ;)
Trafiłeś na klasyczną hipokrytkę. Jak jej Miłoszek strzela do ludzi, to „tylko zabawa”, a jak pan strzela do Miłoszka, to już ordynarny atak.
Pani Kali ;)
Kolejny raz popłakałam się ze śmiechu czytając twoje wpisy. Bez dwóch zdań, to najlepszy blog parentingowy w Polsce.
Bomba!
Warto rozważyć wpisy w tej dyskusji http://forum.gazeta.pl/forum/w,396,157095786,157097483,Re_Zabojstwo_na_placu_zabaw_co_byscie_zrobily_.html?v=2#p157097483
O, dzięki, ale się wątek rozwinął! Nie mam teraz czasu się dokładnie wczytywać, ale po pobieżnym zeskanowaniu tych komentarzy jestem zawiedziony stosunkowo niewielkim hejtem ;) Po forum okupowanym przez mamuśki można by się spodziewać prawdziwego przemysłu pogardy dla takich jak ja, a tu proszę – umiarkowana krytyka ;)
Haha, a skąd wiesz, że to forum dla mamusiek? Watek został przeniesiony na oślą ławkę, fakt, że pierwotnie znajdował sie na forum emama. Tylką skąd pan o tym wie?
Po treści wywnioskowałem, że to muszą być mamuśki ;) I to bez wielkiego wczytywania. Ale szacun dla nich, bo nie ziały nienawiścią. W miarę godnie zniosły debila ;)
No ok, trzymajmy się tej wersji ;) Stawiam na to, że wiedział pan o założeniu wątku na tym konkretnym forum. Chyba moderacja też to wyczuła i traktując jako spam trafił na ośla ławkę. Mimo to życzę miłej lektury i trafnych wniosków.
Nie wiedziałem, a szkoda, bo bym się może dopisał ;)
Jak rozumiem, pani bierze udział w tej dyskusji?
Co do samej lektury wątku, to wpisy są dość przewidywalne, więc trudno o jakieś konstruktywne wnioski. No, może poza tym, że jak ktoś przebywa na placu zabaw bez dziecka, to na pewno pedofil ;)
BTW. Byłem z dzieckiem ;)
Mój sąsiad jako 5-6 latek wybił sobie oko patykiem :) Także to nie jest do końca wyssane z palca :)
A co robiles na placu zabaw? Bo o wlasnym dziecku ani slowem nie piszesz…
place zabaw…- pelne niebezpieczenstw.
U nas trojka dzieci spadla z takiego przejscia miedzy zjezdzalnia a domkiem jakies 1,2 nad ziemia moze wiecej – mowie o takich przypadkach, ktore zabralo pogotowie.
Niewielu rzeczy w ogóle nienawidzę, a jedną z czołowych wśród tych nielicznych jest sytuacja, gdy dziecko (z zasady chłopczyk) celuje do mnie z pistoletu-zabawki. Nie rozmywam więc mej nienawiści w żartach, lecz walę z grubej rury pełnym głosem: „Zastanowiłeś się, co robisz, chłopczyku? Celujesz do mnie, żeby mnie zabić? Wydaje ci się, że to dobra zabawa? A kiedy dorośniesz i będziesz miał w ręce prawdziwy pistolet, będziesz zabijał ludzi dla zabawy?” Wprawdzie słowa te w intencji nie są kierowane do dziecka, lecz do jego opiekuna, ale są nader skuteczne. Chłopiec zwykle natychmiast chowa pistolet-zabawkę, a opiekun, nawet jeśli usiłuje protestować, to milknie na pytanie, czy wychowuje dziecko na zabójcę. Przy okazji: mój syn nigdy nie miał pistoletu-zabawki i jakoś mu tego nie brakowało; stąd wniosek, że dorośli kupują takie zabawki, jakimi sami (wcale nie ich dzieci) chcieliby się bawić.