Po co drugie?

PS_20150221100620

Sprawa rypnęła się przypadkowo, ale nie odnajduję w sobie winy. Nie zrobiłem tego specjalnie, po prostu trochę mi się zapomniało… Wszystko przez wilki i rodzinną klątwę.


W każdym drzemie zło, tylko nie wszyscy mają okazję, by je z siebie wykrzesać. Mnie na przykład prowokują do tego urzędy, więc by nie spuszczać swojego chama ze smyczy, omijam je szerokim łukiem.

Gdy urodziła się Wiktoria, musiałem jednak stawić czoła biurokracji. Wszak trzeba było ją zarejestrować. Zwlekałem z tym niemal ustawowe dwa tygodnie, bo miałem złe przeczucia. U nas w rodzinie ta formalność zawsze słabo wychodziła…

Żeby daleko nie szukać, moja czcigodna mama miała być Anna, ale dziadziuś tak świętował narodziny córki, że siadła mu artykulacja i w urzędzie zrozumieli Hanna. Mam też w rodzinie Jana, który został nim tylko dlatego, że to bardzo krótkie imię. Jego ojciec wpisał najpierw w formularzu Wiesław, ale po powrocie do domu skojarzył, że ma już córkę Wiesławę, więc wrócił i dopisał na początku rubryki Jan, bo nic innego się nie mieściło (imię Wiesław zostało jako drugie). Było też kilka innych podobnych przypadków, więc sami widzicie, że moje obawy były uzasadnione.

Karmiąc się jednak myślą, że przy pierwszej córce poszło gładko, przełamałem w końcu opór i poszedłem. Przedarłem się przez te wszystkie pokoje, rozgarnąłem palmy w doniczkach i usiadłem na ławeczce przed właściwymi drzwiami, by odczekać swoje. Urzędnicy dali mi czas, bym w pełni uzmysłowił sobie gabaryty ich ego.

W końcu wszedłem, a tam wilki. Dorodna wataha zerkała na mnie z kilku wielkich plakatów rozwieszonych na ścianach. Wilcze ślepia śledziły każdy mój ruch i rozpraszały uwagę jak jodek srebra chmury. Wymowny symbol relacji „urząd – petent”, pomyślałem wypełniając formularze.

Kilka rubryk, pytań, podpisów, pieczątek i na koniec dźwięk igłowej drukarki. Podziękowałem, schowałem wydrukowany świstek do portfela i tyle. Sprawa załatwiona, nikogo przy tym nie zabiłem, wilki mnie nie zjadły, więc odgwizdałem zwycięstwo.

Do wczoraj.

W piątkowy wieczór w żonie obudził się księgowy. Chyba z godzinę stukała tymi klamrami od segregatorów porządkując domowe dokumenty. Nagle nastała cisza i po dłuższej chwili słyszę.

– A ty wiesz, że oni ci źle wydrukowali ten akt urodzenia Wiki?

– Co ty gadasz, pokaż – zainteresowałem się sprawą.

– Nie wpisali drugiego imienia – sprecyzowała, podsuwając papier.

To był cios, który zaparł mi dech w piersiach. Jakie drugie imię? Nie przypominam sobie, żebyśmy je ustalali, ale doświadczenie życiowe podpowiadało mi, że mogę się mylić.

– Drugie imię i tak jest bez sensu. Same kłopoty z tym, więcej wypełniania druków i w ogóle… – zacząłem się ratować.

– Ale przecież wiesz, jak Ance zależało na tej Martynie. Zresztą, czemu mówisz, że bez sensu, przecież ty też masz drugie imię Cezary – nie odpuszczała.

W tym momencie skojarzyłem, że faktycznie, w rozmowach pojawiła się kiedyś Martyna. Starsza córka wybrała to imię, bo tak naprawdę nazywa się aktorka grająca jej ukochaną Violettę, ale nie potraktowałem tego poważnie.

– Wiesz, mnie mama rodziła pośladkowo, więc się zemściła tym Cezarym. U Wiktorii nie było chyba powodu do vendetty – próbowałem obrócić problem w żart.

– Ale nie chcesz mi w ten sposób powiedzieć, że nie podałeś drugiego imienia, prawda? – małżonka raptownie przeistoczyła się z księgowej w bystrą śledczą.

Chwilę później przekonała się, że najgorszy moment w szukaniu prawdy następuje wtedy, kiedy się ją znajduje.

– Nie chcę, ale muszę… – zacytowałem nieśmiało klasyka z wąsami.

– Jaaa pie…, puść chłopa do biura – skwitowała załamana połowica.

Chcąc nie chcąc – dla załagodzenia napiętej sytuacji rodzinnej – zaproponowałem chrzciny, bo to chyba jedyna sposobność do naprawienia błędu. Aktualnie trwa szukanie chrzestnych ;)

About

Przemo – będąc pacholęciem bał się, że pająki wciągną go za obraz. Teraz boi się tylko ludzi, którzy nie mają wątpliwości. Raczej indywidualista niż gracz zespołowy. Jeśli już musi śpiewać w chórze, to wybiera partie solowe. Perfekcjonista, wegetarianin, libertarianin, półmaratończyk z ambicjami na więcej. Podobno choleryk. Kocha kino bez popcornu i literaturę faktu. Nieznośnie kreśli po książkach. Ceni sobie muzykę nieoczywistą. Ubóstwia sok pomidorowy, zapach farby drukarskiej i wysokie obcasy u kobiet. Specjalizuje się w przebijaniu balonów napełnionych patosem. Bardzo miły, toleruje nawet gluten i laktozę.

One thought on “Po co drugie?

  1. przez pierwsze pol roku mozna latwo dopisac (formalnie to podpada pod zmiane imienia), musza tylko byc oboje rodzice i drobna oplata – wiem, bo tez zapomnielismy o drugim

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *