Podjeżdżamy pod dom, a tam przed naszym wejściem karawan i to zaparkowany tyłem do furtki. Przełknęliśmy i dla pewności przeliczyliśmy stan rodzinnego pogłowia. Był komplet, więc kamień spadł nam z serca.
Sprawa dość szybko się wyjaśniła, że to do sąsiada, ale nie, że mu się zeszło, tylko towarzysko. Zanim rozpakowaliśmy zakupy, gość wyszedł i widząc naszą konsternację tłumaczy, że pomylił numery.
– Spoko, nie ma sprawy, tylko lekko nas zmroziło – przyznaje rozbawiona małżonka.
– Zwłaszcza, że tak pan tyłem stanął – dodaję.
– Łooo faktycznie, widzi pan, odruch z roboty…