Dziecko prawdę ci powie

PS_20160831182618

Kupiłam nowe okulary. Długo wybierałam, bo nic mi nie pasowało. Pani optyk nasączona pakietami szkoleń sprzedażowych dwoiła się i troiła, by mi dogodzić, ale ciągle nie trafiała w moje oczekiwania. Być może dlatego, że ich w żaden sposób nie sprecyzowałam.

Marudziłam koncertowo, że za kocie, że nie leżą, że za pstrokate, że za małe, że za duże, że za ciężkie, że tak bardzo po siedemset, a w tych to wyglądam jak z kółka różańcowego, a w tamtych to już w ogóle, jak jakaś tania portowa dziwka. No, nie szło nam…

Mąż na wszystkie przymierzane okulary kiwał z uznaniem głową i powtarzał ślicznie, ślicznie, ślicznie, ale wzrok miał przy tym mętny.

– Ej, misiek, a te? – zapytałam ślubnego gdzieś tak po godzinie przymierzania.

– Nie nooo, te są super, naprawdę, bierz, zakochałem się na nowo – doradził z entuzjazmem.

Zwolniłam go w tym momencie jako doradcę, bo prezentacja dotyczyła moich starych okularów. Od teraz wiedziałam, że decyzję muszę podjąć sama.

Nie minęły dwie godzinki i zaliczyłam strzał w dziesiątkę. Pani odsapnęła z ulgą, mąż wstał z kolan i przestał błagać o litość. Byłam tak zadowolona z zakupu, że nawet nie bolało, gdy płaciłam. Przez trzy dni, czyli do czasu odbioru, naprawdę miałam poczucie dobrze wydanych pieniędzy.

Czar prysł, gdy je założyłam na nos…

– Chryste, jaka padaka, ja na pewno zamawiałam takie wielkie? – zapytałam panią, którą kilka dni wcześniej dręczyłam tak, że Josef Fritzl pękłby z zazdrości.

– Wszystko się zgadza, a coś nie tak? – zapytała z troską.

– No wie pani, taka raczej ciężka hipsterka wyszła – mówię z drżącą brodą – ale trudno, trzeba ponosić konsekwencje swoich decyzji. Przynajmniej jak wyskoczę w miasto na drinka, to zaoszczędzę na taksówce, bo pojadę sobie na tych brylach jak na rowerze – zaczęłam wysysać zalety z wady, bo wiedziałam, że tylko dystans może mnie uratować od rozpaczy.

Potem przekonałam się, że bliscy mnie kochają. Mąż wpuścił do domu i cały dzień terapeutycznie powtarzał, że ładnie wyglądam i wcale nie są za duże te moje nowe okulary. Na wszelki wypadek skoczyłam do rodziców, by to zweryfikować. Oni też mi otworzyli i mówili dokładnie to samo. Wysłałam nawet mms do brata. Odpisał: nie są za wielkie, jest git.

Uwierzyłam. Uznałam, że po prostu muszę się do nich przyzwyczaić.

Wieczorem starsza córka woła mnie do swojego pokoju.

– Mamo, patrz, stworzyłam nową rodzinę w simach. Wzorowałem się na naszej, więc tata ma długie włosy, brodę, trampki. Podobny mi wyszedł, nie?

– Faktycznie, jak ze zdjęcia – potwierdziłam i objęłam ją czule.

– Ale to jeszcze nic, patrz jaką ciebie piękną zrobiłam. Fryzurę i twarz dobrałam idealnie, nawet sukienkę dałam taką, jak ta twoja granatowa. Tylko okularów nie masz, bo wiesz, nie było aż tak wielkich do wyboru…

 

About

Lubi wyszukiwać polsko brzmiące nazwiska w obsadzie zagranicznych filmów i bawić się elektrycznymi szybami w samochodzie. Jako dziecko biegała w samych lakierkach po łące. Dziś już tego nie praktykuje. Brzydzi się chrabąszczami. Kocha za to mocną kawę, kolor zielony i marcepany. Siła spokoju, przynajmniej do czasu aż nie wyschnie jej lakier na paznokciach… Do wrzątku podchodzi bez kompleksów. Optymistka, dla niej szklanka jest zawsze do połowy pełna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *