Starsza córka na wakacjach, więc mamy wolną chatę, nie licząc oczywiście blondkurdupla, ale on – odpukać – życia ostatnio starym jakoś specjalnie nie utrudnia. Nabieramy zatem wiatru w żagle. Wieczorem przyszła do mnie żona, położyła rękę na udzie i wymruczała: – Chodź, pokażę ci erotyczną bombę.
Spojrzałem na nią podejrzliwie, ale błysk w oku miała, więc się skusiłem. Przełknąłem ślinę i poszedłem do sypialni z nadzieją na swawole.
Na środku łóżka leżał jej laptop.
– Myślałem, że będziemy swojołożyć… – powiedziałem tonem zawiedzionego kochanka.
– Patrz, to najbardziej kręcąca scena, jaką w życiu widziałam – zawyrokowała połowica i włączyła coś na YouTube.
Zdziwiłem się, że akurat na YouTube chce mi puszczać spółkowanie, wszak od tego są inne „tuby”, ale nie komentowałem, bo nadzieja na łóżkowy event w wersji premium odżyła i nie chciałem spartolić klimatu.
Gdy się mościłem na kołdrze, dotarła do mnie fonia – walc Szostakowicza. Myślę sobie, wzięło ją na vintage, szykuje się jakaś chora perwera, ale spoglądam na ekran i co widzę?
Fragment Anny Kareniny. Dokładnie ten, który macie pod tekstem.
Baby są jednak jakieś inne, a moja żona, to już kompletny zwyrol…