Kobieca intuicja

PS_20141209235212

– Pani Agnieszko, to widzimy się w środę na oddziale. Będziemy wywoływać poród – oświadczył mój ginekolog podczas ostatniej wizyty. – Jak to? Przecież czeka się do 42. tygodnia! – nie dawałam za wygraną, a kiedy lekarz się upierał, strzeliłam focha, jak małe dziecko.

Gdy dochodziłam do siebie na twardej kozetce, facet w białym fartuchu tłumaczył, że dziś już nie czeka się do 42. tygodnia ciąży, tylko gdy minie 41. zaprasza się ciężarną na oddział ginekologiczno-położniczy i wciska w nią baloniki, faszerując przy tym oksytocyną. Tego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Tym bardziej, że z moich obliczeń wynikało, że lekarz i sprzęt mylą się, co do terminu naszego małżeńskiego szaleństwa ;)

Wybłagałam jeszcze dwa dni w domu, ale pod naporem rodziny ostatecznie wymiękłam i w piątek potulnie udałam się na oddział. Dziwne uczucie, jestem zdrowa, a kazali się położyć do szpitalnego łóżka. Dali mi czas do sobotniego poranka. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile razy w ciągu jednej nocy można wejść i zejść z siódmego piętra (do dziś bolą mnie łydki). Niestety, wszystko na nic…

Następnego dnia o barbarzyńskiej porze, bo o 5:30, przyjechała po mnie pani i zapytała, czy jestem gotowa. Poprosiłam o kwadrans na makijaż, bo nawet w trakcie porodu trzeba jakoś wyglądać, nieprawdaż?

Po odtańczeniu walca z kroplówką, zadzwoniłam po męża. Nie chciałam go zrywać o świcie, bo chłop lubi pospać. Dotarł na czas, gdy akcja zaczęła się rozkręcać. Dzięki Bogu zdążył, bo mogłam się na nim do woli wyżywać w momencie skurczowych tortur. Podawał mi też wodę, bez której nie dałabym rady. Tym razem wyjątkowo chciało mi się kląć ;) Na szczęście obsztorcowałam tylko ślubnego, wypominając mu przy okazji kilka razy, że to wszystko przez niego…

Gdy Wiktoria się urodziła, położna oceniła, że wygląda trochę jak wcześniak, bo cała była w mazi i wagę miała mniejszą od prognozowanej przez USG. Nasze szczęście miało 3440 gramów i 54 cm długości, ale wyszło na to, że mogła jeszcze sobie trochę we mnie pomieszkać.

Fakt, współczesna medycyna czyni cuda, wybudza się z głębokiej hipotermii chłopca, przeszczepia serca i twarze, ale drodzy lekarze, może niekiedy naprawdę warto posłuchać kobiecej intuicji, bo mój przykład pokazuje, że potrafi być lepsza od najnowszej aparatury.

PS. Ciekawe, czy Wiktoria zostanie położną, bo urodziła się trzymając w ręce pępowinę.

About

Lubi wyszukiwać polsko brzmiące nazwiska w obsadzie zagranicznych filmów i bawić się elektrycznymi szybami w samochodzie. Jako dziecko biegała w samych lakierkach po łące. Dziś już tego nie praktykuje. Brzydzi się chrabąszczami. Kocha za to mocną kawę, kolor zielony i marcepany. Siła spokoju, przynajmniej do czasu aż nie wyschnie jej lakier na paznokciach… Do wrzątku podchodzi bez kompleksów. Optymistka, dla niej szklanka jest zawsze do połowy pełna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *