Genów nie wydłubiesz…

PS_20150714165114

Babcia stojąc pod naszym balkonem miała łzy w oczach. Najpierw myślała, że to ponury żart. Gdy zrozumiała powagę sytuacji, próbowała negocjować, a nawet grozić. Potem już tylko błagała o rozsądek i litość…


Był rok 1984. Na balkonie stała 6-letnia Agusia. Na dole jej babcia, która przyjechała w odwiedziny. Czasy były takie, że nikt nie zapowiadał wizyt, wpadało się tak po prostu. Zresztą, nie mieliśmy nawet telefonu…

Pech chciał, że babunia trafiła na dzień, w którym po raz pierwszy na kilka godzin zostałam sama w domu. Wyobraźcie sobie, że w tamtych czasach nikt za to dzieci nie odbierał.

Przed wyjściem mama zabroniła mi otwierać komukolwiek drzwi. Było długie kazanie, w którym wielokrotnie powtarzała słowo NIKOMU! Wzięłam to sobie do serca, więc seniorka rodu posiedziała w piaskownicy dobre dwie godziny.

Oczywiście poznałam ją od razu, ale byłam nieugięta. Jak nikomu, to nikomu. Nawet rozmowa prowadzona z balkonu mnie nie zmiękczyła. Mama potem długo tłumaczyła teściowej, że nie nastawiała przeciwko niej wnuczki…

Scenka ta wyświetliła mi się w głowie, gdy zaczęliśmy na dłużej zostawiać Ankę samą w domu. Od jakiegoś czasu bardzo to lubi. Monitoring zainstalowany w mieszkaniu mógłby pewnie przybliżyć powody tego zamiłowania do samotności, ale dajcie spokój – dzieciom trzeba ufać, co nie?

Profilaktycznie urządziliśmy jej jednak pogadankę na temat bezpieczeństwa, zachowania w sytuacjach awaryjnych i otwierania drzwi nieznajomym.

– A znajomym mogę? – zapytała tatuując sobie nadgarstek lewej ręki flamastrem.

– A skąd będziesz wiedziała, że to znajomy? Przez domofon łatwo się pod kogoś podszyć. Możemy ustalić hasło – tłumaczę.

– Dobra, a jak zapomnimy wymyślić hasło, to będę zadawała trudne pytania dodatkowe, na które tylko my znamy odpowiedzi – powiedziała rezolutnie, zmieniając kolor pisaka.

– OK, to świetny pomysł – pochwaliłam.

Wczoraj wieczorem Przemo pojechał na zakupy i jak zwykle zapomniał kluczy. Gdy zadzwonił domofon, usypiałam akurat Wiktorię, więc odebrała Anka. Po chwili usłyszałam dziwny dialog, a w zasadzie monolog, bo odpowiedzi męża siłą rzeczy do mnie nie docierały.

– Kto tam?

– Ale każdy może sobie powiedzieć, że tata…

– Każdy może powiedzieć, że trzyma ciężkie siaty i wychodzą mu żyły…

– Oj, muszę panu zadać kilka pytań…

I poleciało: pytanie o ulubiony przysmak naszego psa, moje panieńskie nazwisko i jeszcze kilka rzeczy, których z oczywistych względów tutaj nie ujawnię. Gdy zaczęła wypytywać o bohaterów z bajek, zadzwonił mi telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Przema. Wiktoria się obudziła, więc odebrałam.

– Powiedz jej, że jak tylko wejdę na górę, to ją rozszarpię! I otwórz te p…. drzwi!

Jak to mawiają? Niedaleko pada jabłko od jabłoni?

 

About

Lubi wyszukiwać polsko brzmiące nazwiska w obsadzie zagranicznych filmów i bawić się elektrycznymi szybami w samochodzie. Jako dziecko biegała w samych lakierkach po łące. Dziś już tego nie praktykuje. Brzydzi się chrabąszczami. Kocha za to mocną kawę, kolor zielony i marcepany. Siła spokoju, przynajmniej do czasu aż nie wyschnie jej lakier na paznokciach… Do wrzątku podchodzi bez kompleksów. Optymistka, dla niej szklanka jest zawsze do połowy pełna.

2 thoughts on “Genów nie wydłubiesz…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *