Stara astra podjechała jakby ostatkiem sił. Wypucowana tak, że odbijały się w niej najlepsze czasy tego modelu. Zapach, który poczułem po otwarciu drzwi anonsował obecność choinki typu wunder baum vanilla. Trzasnąłem drzwiami. Niedomknięte. Drugi raz. Nic…
– Fest pan trzaśnij – pouczył taksówkarz.
Ośmielił mnie, więc wykonałem jego polecenie tak sumiennie, że bozia zawieszona pod lusterkiem zrobiła piruet.
– Gruchot, ale na stare lata nie będę gabloty zmieniał. To gdzie jedziemy? – zapytał i charknął niemiłosiernie ściągając do gardła gigantyczną melę.
Chciałem polecieć Oleksym i dla jaj powiedzieć, że „wszystko jedno, bo wszędzie mnie potrzebują”, ale nie mogłem zebrać myśli. Gniotła mnie wątpliwość, czy przełknie. Podałem adres, a on zrobił to, o czym nawet brzydziłem się pomyśleć…
Wysondował jeszcze kilkoma pytaniami, czy czasem nie ma do czynienia z przyjezdnym jeleniem o zacnej miąższości portfela, a gdy trafnie ocenił, że wycieczki po mieście nie będzie, ruszył z taką samą „werwą” jak podjechał.
Kulaliśmy się w korku i słuchaliśmy radia, którego sam w domu bym sobie nie włączył.
– Seksowny głos ma ta babka, nie? – zagaił po chwili.
– No fakt, ciekawe czy komponuje z jej resztą – zaznaczyłem mimowolnie swą obecność w aucie, choć wcale nie miałem ochoty brnąć w tę konwersację.
– Reszta nieważna. W moim wieku głos wystarcza. Rozwód dawno za mną, a w nowe związki nie ma się już co na finiszu wikłać – mruknął z żalem i pożółkłym od tytoniu palcem zmienił stację.
Spojrzałem uważniej na gościa. Wyraźnie zmęczony życiem. Uroda raczej trudna: łysawy i grubawy z przesadnie dogoloną twarzą, o czym świadczyły liczne strupy po maszynce. Wiecie, taki zwalisty typ z wąsem i podkrążonymi oczami, który cokolwiek w życiu robi, realizuje plan B, a w nocy marzy o niejedzeniu ziemniaków.
– E, bez przesady, do finiszu to panu jeszcze daleko – pocieszyłem, bo zbyt wielu zmarszczek u niego nie dostrzegłem, a poza tym chciałem być miły.
– Niektórzy mówią, że dobrze się trzymam, a wiesz pan, jaki mam patent? Fajeczka, flaszeczka i flaki wołowe – zaśmiał się czymś w rodzaju przechodzonego kaszlu. – Na emeryturze tylko tym będę się zajmował, aż nie mogę się doczekać – dodał, gdy złapał w końcu oddech.
– A dużo do tej emeryturki zostało? – pytam szykując portfel.
– Noo, jeszcze trochę, zdążysz się pan dzieci dorobić.
– Dzieci to ja już mam, nawet dwójkę, a starsze ma 10 lat – mówię rozbawiony.
– To który jesteś pan rocznik? – zmarszczył brwi.
– Najlepszy, 78 – ujawniłem z dumą.
– Łoo kurwa, to jesteś pan rok ode mnie starszy…